Kiedy skończyłam studia, chciałam być korektorką – po pierwsze dlatego, żeby móc pracować w domu, po drugie, bo to praca z tekstem.
Ależ ta wizja pracy w domu była kusząca i bezpieczna… Nie chciałam się z nikim spotykać, wolałam wysyłać zlecenia przez internet i takoż kontaktować się ze zleceniodawcą. Albo najlepiej nie kontaktować się z nikim. Bez konfrontacji, bez poznawania się, kompromisów, odsłaniania mojej słabości czy niewiedzy. Przeżywanie porażek w samotności, suche rozmowy z bezdusznym mailem.
***
W sumie wyszło mi na dobre, że zaczęłam pracę z ludźmi. Wieloma naraz. Dla introwertyczki to było niezłe wyzwanie.
Ale dzięki temu miałam szczęście poznać wielu świetnych ludzi. Mądre i zabawne dziewczyny w różnym wieku. Rozsądni przyjaciele, których rady pamiętam do dziś. Kobiety tak silne i pełne mocy, że mogłam je obserwować z otwartą buzią, a potem próbować zaczerpnąć od nich trochę tej siły. Kobiety pełne delikatności.
Błysk w oku i szelmowski uśmiech, wspólne przeżywanie wydarzeń, wyjazdów, przygód. Dzielenie się zmartwieniami, radościami, niepokojami i planami. Inspiracje – wspólne wymyślanie i wprowadzanie w życie. Wykpienie zmartwień, nieprawdopodobne anegdoty i wspomnienia. Snucie opowieści. Pogaduchy w wielkim międzyczasie.
To wszystko znam z pracy z ludźmi. Tego się nie da zastąpić relacją z komputerem.
(Nawet samotny Włóczykij miał swoich Bliskich; fot. Pinterest)