Miasto mi huczy w uszach.
Słyszę, że wiatr jest wkurzony. Widzę, jak miota kawałkami styropianu, folią, śmieciami, połamanymi gałęziami, dachówkami. Rozrzuca, zrywa, pokazując nadludzką siłę. Targają nim emocje, to zrozumiałe, wszak żyjemy w trudnych czasach. Nawet wiatr (się) łamie.
Kiedy wychodzę i słyszę: „Nie chodź pod drzewami”, w moich uszach brzmi to równie troskliwie jak „Załóż czapkę”. Jakbym szła na wojnę, z której mogę nie wrócić. Halny stopuje moje kroki, czasem nawet zapiera dech. Walka z żywiołem nabiera nowego znaczenia.
***
To takie moje luźne myśli o halnym, spisane na szybko, zanim je wywieje z rąk i głowy.