Sukcesy 2020 roku?
Nie umiem podać żadnego przykładu.
***
Zadałam takie ćwiczenie moim dziesięcioletnim uczniom, którzy już od najmłodszych lat w szkole i w domu uczą się, że ich błędy są na pierwszym planie (gdy chwaliłam za świetny wynik 88% na trudnym sprawdzianie, widziałam zawiedzione twarze: jeszcze 2% i byłaby piątka); gdyby nie głupi błąd, mieliby wyższą ocenę, że zawiedli, że co z nich wyrośnie, że muszą się bardziej starać. Że od utalentowanych wymaga się więcej (słowa jednej z mam). Że stać ich na więcej, jeszcze więcej. Że nie dali rady.
Otóż dali radę.
Może i moim sukcesem jest to, że mimo trudności dałam radę i pracowałam ze wszystkich sił, żeby coś uczniom przekazać, zainspirować, zostawić w głowie jakąś myśl. Że nadal się czegoś wszyscy uczymy. Mimo piętrzących się trudności. Mimo ogarniającego marazmu.
***
Nie mam żadnych planów, ponieważ jeśli moje życie będzie dalej tak wyglądało, to i tak nic się nie uda. Może moim jedynym zadaniem jest zrobić coś, by to zmienić.
Co prawda na niewiele rzeczy obecnie mamy wpływ, ale nie poddawajmy się defetyzmom.
***
Wracam do zasadniczego pytania: co się udało? Co mogę uznać za sukces?
Zakochanie się na nowo w Tym Samym Człowieku. Napisanie 1/3 książki. Zaprzyjaźnienie się z Mądrymi Osobami. Malowanie akwarelami. Zaczerpnięcie oddechu. Dawanie z siebie wszystkiego.
Oto sukcesy na miarę czasów. (A może niezależnie od czasów powinniśmy tak to postrzegać?)
Fot. Mariusz Bieniek